poniedziałek, 8 lutego 2021

W końcu to się stało

 Jeszcze do niedawna myślałam sobie, że ja to w sumie mam życie, które mnie rozpieszcza i jestem nieźle rozpuszczona skoro nie umiem go docenić. Czasem wpadałam w doły, bo coś mi nie pasowało, czułam, że jestem nieco rozchwiana emocjonalnie, ale kiedy gorsze chwile mijały, okazywało się, że w zasadzie to wszystko układa się po mojej myśli i chyba jestem jakaś głupia, że coś mi nie pasuje, albo narzekam. Czasem bałam się różnych rzeczy, chociaż nic złego się tak naprawdę nie działo. Na zdrowie w sumie też nie mogłam narzekać i czasem myślałam sobie, że nie może być wiecznie tak dobrze, że coś w końcu się stanie, coś mnie w końcu dopadnie, że przestanę cieszyć się normalnym życiem. Ale kiedy, co... jak to będzie?

Zaczęło się od bólu zębów. Myślałam, że wystarczy tylko załatać dziury i już będzie po problemie. Ale problem nie mijał, zrobiłam prześwietlenie i okazało się, że mam starte zęby i zanikające kości. Wszystko efekt nerwicowego zaciskania szczęki, którego nawet nie byłam świadoma. Sposobem na to jest chodzenie w szynie relaksacyjnej, którą mam już od ponad tygodnia, ale czy to szybko rozwiązuje problem? Nie. To miesiące dochodzenia do siebie. Na domiar złego częste doświadczanie bóli doprowadziło mnie do depresji i stanów lękowych, które obecnie próbuję leczyć tabletkami i terapią, ale to również długi proces i nie wiem jak będzie.

Czasem mam lepsze dni, takie kiedy czuję się jak człowiek i jestem dobrej myśli, kiedy mówię sobie, że dam radę i kiedyś wróci normalne życie. Ale są też ciężkie dni, kiedy zaczynam się bać i wątpić czy dam radę i czy kiedykolwiek z tego wyjdę. W ostatnim tygodniu była pewna poprawa, ale to nie jest stała sytuacja. Nigdy nie wiem, co będzie następnego dnia, lepiej czy gorzej? Wiem jedno, wreszcie uświadomiłam sobie jak bardzo nie doceniałam normalności, jak wielu rzeczy nie rozumiałam, na jakie głupoty narzekałam.

Nie piszę tego wszystkiego, żeby się nad sobą użalać i wzbudzać waszą litość. Piszę to, ponieważ chciałam się czymś zająć, zrobić coś konstruktywnego i przy okazji wytłumaczyć swoją niską aktywność na forum. Może powinnam pisać częściej? Początkowo myślałam, że napiszę o tym, jak już będzie wszystko dobrze i potraktuję to jedynie jako złe wspomnienie, ale uświadomiłam sobie, że nie mam zielonego pojęcia, kiedy to minie. Może za tydzień już będzie dużo lepiej, może za miesiąc, a może za pół roku, a może... Nie. Nie uznaję słowa "nigdy". Muszę dać radę, muszę. Ktoś kto borykał się z czymś dużo poważniejszym, powie, że to nic takiego, ale dla mnie to największe wyzwanie w moim dotychczasowym życiu.

3 komentarze:

  1. W każdej chorobie najważniejszym krokiem jest uświadomienie sobie, że ona istnieje i rozpoczęcie leczenia. Może to głupie porównanie, ale dla mnie leczenie depresji było niczym moja prywatna wojna z wrogiem, którego pomógł mi poznać lekarz. Wiedząc z czym mam do czynienia i czego mogę się po sobie spodziewać, łatwiej mi było pewne rzeczy zaakceptować i próbować je powoli zmieniać. Nie zastanawiałam się przy tym kiedy to się skończy, tylko próbowałam cieszyć bieżącym dniem, co na początku (i dość długo) wcale nie było łatwe. Ale w końcu się udało. I Tobie też się uda, za co mocno trzymam kciuki :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Taka przypadłość wynikająca z zaciskania zębów może wydawać się głupia, ale jednak sama znam co najmniej jedną osobę, u której też to wykryto.

    Co zaś się tyczy depresji, to na razie nie martw się o to, że mało piszesz. Wracaj do zdrowia i naładuj baterie. Jeżeli będziesz czegoś potrzebować, powiedz.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobrze, że z siebie to wyrzuciłaś. Wiem, że to najgłupsza rzecz jaką można napisać, bo mów tu komuś "nie martw się, jak i tak będzie". Dlatego życzę ci, dobrych myśli, bo w dochodzeniu do zdrowia, czy jakichkolwiek innych problemach dużo daje to jakie mamy nastawienie. Vami, co jak co ty jesteś wojowniczką i poradzisz sobie z każdym problemem.

    OdpowiedzUsuń