Mogłoby się wydawać, że po tym, jak Jack O'Neill odejdzie z drużyny, serial zdecydowanie straci na wartości, ale tak się nie stało. Sezon 9 i 10 można spokojnie potraktować jako jedną spójną całość, która obfituje w ciekawe odcinki, a nowe postacie niczego nie psują. Właściwie to jest mi dość przykro, że Vala pojawiła się tak późno, bo uważam, że to typ postaci, której brakowało w SG-1 od samego początku. Może Vala bywa denerwująca, ale jej cechy antybohatera są powiewem świeżości pośród wiecznie prawych i szlachetnych członków SG-1.
Jeśli chodzi o wrogów, to robi się interesująco, bo wreszcie dochodzimy do etapu kiedy SG-1 musi zacząć współpracować z Baalem, który zresztą stał się jednym z moich ulubionych bohaterów. Większość Goa'uldów raczej nie należało do postaci, które da się lubić, ale Baal to zupełnie inny poziom. Potrafi być wyjątkowo wredny, a jednocześnie ma w sobie coś, co sprawia, że chce się go więcej. I w sumie dostaje się go więcej, kiedy postanawia się sklonować:P
Ori są głównym wrogiem i teraz jak tak o tym myślę, to w zasadzie nie pojawiają się ani razu. Widzimy tylko pionków, którymi się posługują... i którzy są dość nudni. Ale ogólnie ciekawych motywów nie brakuje. Najlepszy jest oczywiście ostatni odcinek, którego oglądanie chyba nigdy mi się nie znudzi. Nowe postacie dają radę, a O,Neill momentami się pojawia, więc generalnie źle nie jest.
Cały serial od początku przeszedł długą drogę i uważam, że poza paroma potknięciami, była to droga ku lepszemu. A jak prezentuje się całość z dzisiejszego punktu widzenia? Cały czas wspaniale. Polecam:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz